Pewnego razu robiłam zakupy w sklepie spożywczym. Kiedy stałam przy stoisku z warzywami i pakowałam do siatki ziemniaki, zobaczyłam kilkuletniego chłopca. Spojrzałam na niego, a on cały czas wpatrywał się w świeży, zielony groszek. Był bardzo szczupły i drobnej budowy. Widać, że niezbyt bogaty, trochę zaniedbany, ale czysty i schludny.
Miałam już wyjść ze sklepu, ale też nabrałam ochoty na groszek. Podeszłam bliżej i wtedy usłyszałam rozmowę chłopca ze sprzedawcą, Panem Millerem.
Pan Miller zaczął rozmowę z dzieckiem:
-„Cześć Barry, jak się dzisiaj masz?”
-„Dobrze, proszę pana”.
-„A jak twoja mama?”
-„Dziękuję, z dnia na dzień coraz lepiej”.
-„A mogę w czymś ci pomóc?”
-„Nie, dziękuję. Tylko podziwiam groszek”.
-„Chciałbyś trochę?”
-„Nie, nie mam czym zapłacić”.
-„A może byśmy czymś pohandlowali?”
-„Wszystko co mam, to mój cenny marmur”.
-„A możesz mi go pokazać?”
Chłopiec wyjął jakiś niebieskawo zabarwiony kamień. Pokazał go Panu Millerowi. Ten pokiwał głową i powiedział, że akurat teraz potrzebuje czerwonych. Barry odpowiedział:
-„O, mam czerwony w domu!”
-„W takim razie, weź trochę groszku do domu, a jak wrócisz, przyniesiesz mi ten czerwony”.
Potem, kiedy chłopiec już wyszedł, Pani Miller, żona właściciela sklepu, podeszła do mnie i powiedziała, że Barry to jeden z trzech takich biednych chłopców z okolicy. Pan Miller handluje z nimi za malutkie kawałki marmuru, kamieni i daje im trochę owoców lub warzyw.
Wychodziłam ze sklepu uśmiechając się. Byłam pod wrażeniem, jak wielkim i dobrodusznym człowiekiem jest Pan Miller.
Kilka lat później, kiedy powróciłam do rodzinnego miasta, dowiedziałam się, że Pan Miller zmarł. Akurat tego dnia odbywał się jego pogrzeb, na który wybrałam się z przyjaciółmi z okolicy. W pierwszej linii, obok pani Miller, stało trzech młodych mężczyzn. Każdy uśmiechał się do Pani Miller, wspierał ją, podtrzymywał na duchu. Widać było, że są ze sobą związani.
Potem i ja podeszłam do Pani Miller, która rozpoznała mnie i z którą zamieniłam kilka słów. Pani Miller powiedziała, że towarzyszący jej mężczyźni to ci trzej chłopcy ze sklepu, którzy handlowali z jej mężem.
-„Teraz spłacają swój dług – pomagają mi, opiekują się mną, nie zostałam sama po śmierci męża. Zawsze mogę na nich liczyć”.
Po rozmowie z Panią Miller przemyślałam sobie wiele. Zostajemy zapamiętani nie za słowa, ale za czyn. Pan Miller był cudownym człowiekiem i właśnie dlatego będzie na długo gościł w sercach wielu osób, a zwłaszcza tych trzech chłopców.
Dzisiaj chciałabym Ci życzyć małych cudów każdego dnia:
– świeżego kubka kawy, którą ktoś ci zrobi
– niespodziewanego telefonu od przyjaciela
– zielonych świateł w drodze do pracy
– najszybszej kolejki w sklepie spożywczym
– twojej ulubionej piosenki w radio.
Wszystkiego dobrego!