Moja żona i ja mieliśmy dwa psy. Mieliśmy je już wtedy, zanim się w ogóle poznaliśmy. Ona miała pit bulla o imieniu Zack, ja kundla Sama. Zack nienawidził mnie, jakoś nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka i porozumieć się. Kiedy na świat przyszła nasza mała córeczka, od razu zapowiedziałem żonie, że jeśli Zack wykaże się jakąkolwiek agresją wobec małej, od razu wyrzucamy go z domu.
Jednak stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Kiedy przywieźliśmy córeczkę ze szpitala, oba psy od razu zaczęły ją lizać i wykazywały jej swoją troskę. Jednak Zack upodobał sobie malutką szczególnie. Trzeba było go od niej odciągać. Od razu, od tego pierwszego dnia, stał się jej opiekunem.
Tak się do niej przywiązał, że potem, kiedy mała już podrosła, chodził za nią wszędzie, nawet spać chodzili razem. Gdy tylko zbliżała się pora snu, Zack stawał przy schodach i czekał na dziewczynkę. Szedł za nią do pokoju i kładł się obok jej łózka.
Niestety, pewnego dnia Zack został otruty. Zjadł jakieś świństwo zostawione przez dzieciaków z sąsiedztwa. Było wiadomo, że tego nie przeżyje. To był najgorszy dzień w naszym życiu, musieliśmy patrzeć na to, jak Zack żegna się z naszą córką.
Tego dnia nasza 5-letnia córka po raz pierwszy stanęła przy schodach, gdy szła spać i widziała, że nie ma przy niej Zacka. W jej oczach pojawiły się łzy i panika. Wtedy, całkiem niespodziewanie, nasz drugi pies podniósł się i poszedł za córkę do jej sypialni. Zrobił to samo, co zrobiłby dla niej Zack.
Przez następne 6 lat, aż do swojej śmierci, pies Sam czekał wieczorami na na naszą córkę, szedł za nią po schodach i spał przy jej łóżku.